piątek, 25 grudnia 2015

Obce niebo ****

Koła historii toczą się. Będąc dzieckiem po raz pierwszy obejrzałem film oparty na faktach - "300 mil do nieba". Była to końcówka lat 80. Dwóch chłopców w koszmarnych warunkach, w podwoziu tira, dotarło z komunistycznej Polski do skandynawskiego raju na ziemi: do Szwecji (w filmie "300 mil do nieba" Szwecja została zmieniona na Danię). Nie wiedziałem, że ćwierć wieku później obejrzę film opowiadający jak się z tego raju ucieka.

Basia (Agnieszka Grochowska) i Marek (Bartłomiej Topa) wraz z 9 - letnią córką Ulą mieszkają w Szwecji. Basia jest masażystką, Bartek trenerem szkółki piłkarskiej. Między małżeństwem bywa różnie: czasami się kłócą, jednak w końcu dogadują się. Kochają się. Kochają na pewno swoją córkę. Zostają jednak posądzeni o znęcanie się nad dzieckiem: rozpoczyna się koszmar. Dziecko trafia do tymczasowej rodziny zastępczej. Basia i Marek walczą z bezduszną machiną urzędniczą o odzyskanie dziecka.

Mamy wrażenie, że Szwedzi to roboty, automaty. Ludzie zachowujący się jak psy Pawłowa, z tymże teraz pobudzający dzwonek został zastąpiony hasłem "dobro dziecka" (przy czym definicja "dobra dziecka" znacząca odbiega tu od definicji wykładanej na fakultetach prawniczych nad Wisłą). Na każdym kroku urzędnicy powtarzają formułki: "proszę powściągnąć emocje, proszę się uspokoić". Liczy się tylko i wyłącznie prawo szwedzkie, które ochoczo i szybko pozbawia praw rodzicielskich. Państwo wie lepiej, co potrzeba dziecku, państwo jest ostateczną instancją. Więź dziecko - rodzic nie ma żadnego znaczenia, zdanie dziecka jest nieistotne "bo dziecko pewnych rzeczy nie rozumie". Polityczna poprawność sprawiła, że Szwedzi zostali rozbrojeni. Dosłownie i w przenośni. Kiedy zrozpaczona Basia prosi o pomoc swego klienta, pracownika warsztatu, tej pomocy nie otrzymuje. Potężne chłopisko, owszem chciałoby pomóc, ale nie wie jak… Jest bezradny jak małe dziecko. Co on może zrobić wobec potężnej machiny biurokratycznej? Bezradny jest również jedyny polski adwokat (Jan Englert). W filmie "Chce się żyć" ojciec głównego bohatera mówi, że są momenty, kiedy mężczyzna musi zareagować. Wydaje się, że Szwedzi zostali pozbawieni takiego podejścia. Są jak hologramy pewnego programu: mdli, niewyraźni, lunatyczni, działają właśnie podług tego programu.

Dla rodziny pojawia się jednak ratunek. Tym ratunkiem jest kolega Marka Ukrainiec. Jeszcze nie zdążył nasiąknąć mentalnością szwedzką, jeszcze potrafi działać. "Powiedz tylko", zwraca się do pogrążonego w rozpaczy Marka. Jak tych słów brakuje w Szwecji, wśród Szwedów. Ukrainiec nie boi się: teraz ten słowiański zespół może dać odpór skandynawskim automatom.

Filozof Hannah Arendt ostrzegała co może się stać jeśli ludzie staną się automatami i będą skrupulatnie wykonywać rozkazy nawet jeśli te rozkazy będą ogołocone z moralności. Urzędnik Adolf Eichmann wykonywał skrupulatnie rozkazy: stał się odpowiedzialny za śmierć 6 milionów ludzi… Nie wszyscy Szwedzi przedstawieni są filmie jako bezduszne maszyny albo inaczej: w niektórych maszynach tkwi możliwość odzyskania człowieczeństwa. Raj kojarzy nam się z plażą, palmami, roześmianymi ludźmi. W "Obcym niebie" mamy posępne sosny, zimne wody. Jest za to całkiem spora grupa przybyszów z Afryki i Azji, ale proszę mi wierzyć: nie zyskujemy przez to pewności, że znaleźliśmy się w tropikalnym raju.

Agnieszka Grochowska zagrała poprawnie tak jak i Bartłomiej Topa: mam wrażenie jakby celowo ich gra została przez reżysera w jakimś stopniu przyhamowana. Widz ma się skupić na samym problemie Szwedów - maszyn.

Markowi, Basi i Uli udaje się dramatyczna ucieczka. Szwedzi zostali w swym niebie ogrodzonym sosnami. Tak sobie myślę: Theodenowie szwedzcy pozostali w Skandynawii, siedzą na tronie dobrobytu, mają zmęczoną twarz, do ich uszu sączą się cały czas zaklęcia politycznej poprawności. Theodonowie są za słabi, by reagować na gwałt dziejący się dookoła nich. Czy przybędzie do nich Gandalf ze swym utensylium?

sobota, 19 grudnia 2015

Crimson Peak. Wzgórze krwi ****

“Duchy istnieją.Tyle wiem”. Tak zaczyna swoją opowieść Edith Cushing protagonistka/narratorka “Crimson Peak”, najnowszego dzieła współczesnego mistrza kina grozy Guillermo del Toro. Edith (Mia Wasikowska), córka bogatego amerykańskiego przedsiębiorcy z Buffalo jest ambitną, początkującą pisarką. Jako młoda kobieta żyjąca na przełomie XIX i XX wieku, ma pewne problemy by jej twórczość, nie będącą kolejnym romansem, ale historią z duchem w tle potraktowano poważnie. To sprawia, że tym łatwiej daje się oczarować równie tajemniczemu, co spłukanemu angielskiemu arystokracie Thomasowi Sharpe (Tom Hiddleston), który zawitał właśnie do miasta razem z siostrą Lucille (Jessica Chastain), próbując pozyskać fundusze na sfinansowanie swojego wynalazku.

Del Toro, przewrotnie łamiąc zasady gatunku, nie zwleka ani chwili i nie miną dwie minuty seansu, gdy na ekranie pokazuje się nam duch matki Edith w całej swej obrzydliwej krasie (btw, wygląd duchów uznałbym za zdecydowanie najsłabszy punkt wizualnej strony filmu). Robi to, gdyż “Crimson Peak” to raczej opowieść z duchami w tle niż klasyczna “opowieść o duchach”. Duchy istnieją, są dość przerażające, ale nie są motorem zdarzeń. Autor powstrzymuje się również od używania tanich trików do straszenia widzów. Najstraszniejsze są brutalne i graficznie pokazane sceny przemocy, wprowadzone na ogól z użyciem suspensu, co z jednej strony potęguje efekt, z drugiej pozwala wrażliwszym widzom we właściwym momencie odwrócić wzrok.

Osobiście sklasyfikowałbym film del Toro raczej jako gotycki romans z elementami gore. Dekoracje są naprawdę przepiękne. Od pierwszych kadrów obraz naturalnie przywoływał mi na myśl estetykę znaną z dzieł Tima Burtona, chociażby “Jeźdźca bez głowy” i dla mnie jest to bardzo pozytywne skojarzenie. Wszystko jest przestylizowane do granic możliwości - rodzeństwo Sharpe tonie w kruczej czerni, Edith niczym anioł otoczony żółtą poświatą sunie po korytarzach niesamowitej, położonej na dosłownie krwawiącym wzgórzu posiadłości Sharpów. Samemu jej opisowi można by poświęcić kilka paragrafów. Może niektórych ten przesyt drażnić, jak dla mnie idealnie wpasowuje się w konwencję kostiumowego horroru (i myślę, że zapewni twórcom zwycięstwo w paru oskarowych kategoriach technicznych).

Aktorzy nie zawodzą, świetna jest szczególnie Jessica Chastain. Fabuła filmu jest dość przewidywalna, ale świat stworzony w bujnej wyobraźni Guillermo del Toro jest na tyle intrygujący, że i tak jesteśmy ciekawi jak historia się dalej potoczy. Nie wiem czy “Crimson Peak” spełni oczekiwania hardkorowych fanów horroru, myślę jednak że może zyskać uznanie w oczach tych, których niesamowite historie ciekawią, choć do gatunku podchodzą “z pewną taką nieśmiałością”.