poniedziałek, 9 maja 2016

Pitbull. Nowe porządki ****

"Majami" (Piotr Stramowski) to "młody-gniewny" policjant śledczy, który rozpoczyna swoją pracę na Mokotowie, na którym to coraz większe wpływy ma gangster "Babcia" (Bogusław Linda). Przestępca początkowo zajmuje się ściąganiem haraczu z okolicznych stoisk i sklepów na bazarach. Ponieważ jego metody zaczynają być coraz bardziej bezwzględne, to nietrudno się domyślić, że konfrontacja gliniarza z przestępcą będzie nieunikniona.

Kino sensacyjne w Polsce wiąże się ostatnio głównie z Patrykiem Vegą. Po niezłych "Służbach specjalnych" reżyser tym razem stworzył film lżejszy, apolityczny i opowiedziany w bardzo przystępnej formie dla widza. Reżyser sięgnął po sprawdzone środki. Nie komplikując sobie i widzowi fabuły, wprowadził jasne zasady i to co najlepiej sprzedaje się w kinie - podział na złego i dobrego bohatera.

Główni bohaterowie filmu Vegi są trochę jak postaci z komiksu. Robią wokół siebie sporo szumu, ale w gruncie rzeczy ani "Majami" ani "Babcia" (swoją drogą ksywki w filmie drażnią, wolałbym imienne określenia postaci) nie niosą ze sobą jakiejś głębi i poza tym, że sypią komediowymi tekstami jak z rękawa, to brakuje im bardziej psychologicznego rysu. Ten rys reżyser próbował dać bohaterowi Lindy, gdy na samym początku filmu widzimy jak w trakcie kibolskiej ustawki "Babcia" przeżywa osobisty dramat. Później dowiadujemy się tylko, że zdarzenie sprzed kilku lat stanowi dla gangstera powód do prywatnej vendetty. Skąd jednak na Mokotowie pojawił się "Babcia" i czy to właśnie wydarzenie z początku filmu spowodowało, że wszedł on na gangsterską ścieżkę? Tego się nie dowiadujemy, ale jednak kupujemy tą postać. Linda jest w niezłej formie i niektóre jego teksty brzmią zupełnie tak, jakbyśmy mieli do czynienia z Franzem Maurerem, tyle że po drugiej stronie barykady. Jego rola w "Pitbullu" jest najlepszą od co najmniej kilkunastu lat. Z kolei "Majami" jest bezkompromisowy, często używa niedozwolonych metod niekoniecznie zgodnych z prawem, aby osiągnąć swój cel i ma problemy z dyscypliną, co skutkuje jego zesłaniem na Mokotów. I pomimo że debiutujący w filmie fabularnym Stramowski gra nieźle i godnie zastępuje Marcina Dorocińskiego z pierwszego "Pitbulla", to jednak ciężko uznać jego postać za szczególnie interesującą.

Prym wiedzie drugi plan, szczególnie bardzo dowcipnie grająca dziewczynę "Majami", świetnie wyglądająca na ekranie - Maja Ostaszewska. Wyróżniają się też inne postaci, trochę może momentami przerysowane, jak chociażby "Zupa" (Krzysztof Czeczot) - psychol z krwi i kości, prostytutka "Kura" (Agnieszki Dygant) czy tępy osiłek "Strach" (Tomasz Oświęciński). Paradoksalnie największą słabością filmu są ci, którzy w pierwszej części byli ważnymi dla fabuły graczami. Andrzej Grabowski jako legendarny Gebels gra na pół gwizdka, a Barszczyka (Michał Kula) czy Rosłonia (Paweł Królikowski) jest bardzo mało na ekranie.

Jeśli spojrzymy na fabułę z lekkim przymrużeniem oka i nie będziemy dla scenariusza przesadnie surowi, to nie trudno stwierdzić, że twórca "Pitbulla" jest sprawnym warsztatowcem i obserwatorem życia. Poprzez dobrą robotę reżyserską, ścieżkę dźwiękową, dowcipne dialogi i niezłych aktorów Vega potrafi wciągnąć widza w historię. W filmie jest pewien ładunek dramatyczny (dwie-trzy mocne sceny), ale w gruncie rzeczy przez większość czasu ogląda się go jak komedię sensacyjną.

Vega pokazał, że w Polsce można stworzyć dobry film rozrywkowy, który nie próbuje łączyć niepotrzebnie zbyt wielu gatunków filmowych i jest w miarę spójny. Do klasy "Psów" czy do pierwszego filmu sprzed 11 lat zabrakło większego ładunku emocjonalnego, ale z pewnością "Pitbulla - nowe porządki" ogląda się zaskakująco dobrze.